środa, 3 kwietnia 2013

1.Chodź, zrobimy coś z tą nieszczęsną, wargą.

Oczami Rose

Godzina 23:15. Siedzę na ciemnym strychu, z dołu dobiegają tylko krzyki. Pewnie tata znów wrócił do domu, pewnie umoczył ryja, a mama się, na niego drze. Podwinęłam rękawy bluzy, co pod nimi było.? Ślady po cięciach. Tnę się.? Cóż za pytanie, tne się, piję, pale, ćpam. Rodzina - ona niszczy moje życie. W szkole nic innego, nie słyszę tylko jak, naśmiewają się ze mnie. Myślicie, że to takie fajne.? Wyzywają mnie od jakichś, ciot, biedaków. To co że nie noszę, na nogach vansów czy conversów.? Lub, że nie nosze firmowych ciuchów. Mnie poprostu, na nie nie, stać. Chodzę w jednych ubraniach, po kilka dni, jak trzeba. Przyjaźń.? Nie znam tego pojęcia, nigdy go, nie doświadczyłam. Nie mam przyjaciół, ani kolegów, ani znajomych. Nikt z mojego otoczenia, nie chce mnie znać. W życiu, jestem sama. Jestem zdana, na samą siebie. Znów to robię, chwyciłam za żyletkę, i zaczęłam się ciąć. Czy mnie to boli.? Skąd.! Robię to dzień, w
dzień. Nie robi mi, to już, żadnej różnicy. Robię to od jakichś, 6 miesięcy, więc tak naprawdę, teraz to uczucie, jakby mnie ktoś łaskotał. W szkole, też nie idzie, mi najlepiej. Dostaję praktycznie, same pały. Niby chodzę, na korki czy coś, ale gówno to daje. Jak narazie moją najlepszą oceną, jest 3. Postanowiłam, że pójdę spać, pewnie nie zasnę, ale spróbować, zawsze można. Wzięłam prysznic, wskoczyłam w piżamę, i poszłam do łóżka.

~ Rano ~

Obudził mnie, dźwięk budzika, dochodzący, z mojego telefonu. Było jakoś przed 7, musiałam wstawać, by nie spóźnić, się do szkoły. Wzięłam jakieś z moich ładniejszych ubrań, pomaszerowałam do łazienki, by wziąć prysznic. Wzięłam prysznic, umyłam zęby, buzię, włosy splotłam w kłosa. Zeszłam na dół, do kuchni, mama tam była.
- Cześć. - przywitała mnie.
- Cześć. - powiedziałam oschle. - Gdzie tata.? - zapytałam
- A gdzie, on może być.?
- Dobra, wiem już.
Nie byłam, za bardzo głodna, napiłam się tylko mleka, wzięłam jakieś ciastko, i poszłam do szkoły. Ogólnie droga zajmowała mi z pół godziny, dziś było to, dwadzieścia minut. Chciałam jak najszybciej, skończyć to wszystko. Jak zwykle, od kąd weszłam do szkoły, nie obyło się, bez hejtów, kierowanych pod moim, adresem. Dla mnie to już, nie ma żadnej różnicy, przywykłam do tego. Na lekcji, jak to na lekcji, byłam zmuszona, rozwiązywać, jakieś durne zadania. Po kilku godzinach gnicia, w szkole, poszłam do domu. A tam co.? Nic nowego, ojciec w domu, mama pewnie, u siebie w pokoju. Szybkim krokiem, po schodach, udałam się do, mojego pokoju. Przepraszam, pokój wolałam zostawić, poszłam na strych. Ciemny strych, kocham tam chodzić, taki mój mały, własny świat. Tam robię co chcę, ćpam, pije pale. Uzależniłam się, inaczej mówiąc, popadłam w nałóg. Wyjęłam z kieszeni, papierosy i zapalniczkę. Podpaliłam szulga, i

zaciągnęłam się. Gdy wypaliłam całego, podeszłam do szafki, która stała, na strychu. Wyjęłam z niej puszkę, piwa. Odkryłam, zaczęłam pić. Łyk po łyku, i puszka pusta. Znów pada deszcz. Jak to poznałam.? Kropelki deszczu, stukają w dach, na strychu, jest tego świetny efekt.

~  2 godziny później ~

Siedzę na tym strychu, od jakichś dwóch godzin, z dołu słyszę krzyki. Nawet nie chcę, tam schodzić. Ale jednak chyba, zejdę. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, schodziłam po schodach, gdy usłyszałam krzyk mamy. Ale nie taki jak, zwykle. To co tam zobaczyłam, za specjalnie mną nie wstrząsneło, ale jednak trochę. Nie mogłam patrzeć, jak mama obrywa, podeszłam do ojca, on tylko zaczął mnie wyzywać, od tych różnych, i przywalił mi, z pięści w twarz. Poczułam jak, po moim podbródku spływa krew.
- Wynoś się, i nie wracaj.! - krzyknął ojciec, wywalając mnie za drzwi domu. Wstałam, super, jeszcze mnie boli kostka. Wprost wspaniale. Poszłam do jakiegoś parku, który znajdował się niedaleko, mojego domu. Trochę przemokłam, ale co tam. Siadłam na ławce, i nie wiem czemu, ale coś we mnie, pękło. Zaczęłam płakać, czasami lubię popłakać, nad swoim losem.
- Czemu tu, siedzisz.? - zapytał, jakiś nieznajomy mi głos.
- Bo tak. - odpowiedziałam i podniosłam głowę, zobaczyłam przed sobą postać mężczyzny. Brunet, wysoki,  całkiem ładny.
- Proszę, opowiedz mi. - powiedział i siadł, na ławce obok mnie.
- Nie, nie chcę ci truć życia. Wracaj do siebie, swojej rodziny. Ja tu zostanę. - powiedziałam.
- A gdzie, będziesz spała.? - zapytał
- Prześpię się, na tej ławce, jest dość wygodna.
- Co.? Chyba sobie, ze mnie żartujesz.?! Chodź, pójdziesz ze mną.
- Nie, nie chcę.
- Chodź.
- Nie chcę.!
- Nalegam. Proszę cię.
- No dobra. - powiedziałam i wstałam z ławki, kurna mam coś z kostką, bo ledwie mogłam stanąć, super zajebiście wręcz.
- O boże, co ci się stało.? Masz rozciętą wagę, i kulejesz. - powiedział, z takim przejęciem w głosie, że nawet sobie nie wyobrażacie. I nie, zaskoczę was, to nie był sarkazm.
- A to.? Bywało gorzej.
- Jak to bywało gorzej.?
- Bywało. - uśmiechnęłam się, z ledwością. Warga, strasznie mnie bolała. Teraz to chyba, już serio przemokłam do suchej nitki, gdy idę, czuję jak w butach, chlupocze mi woda. Po mniej więcej, kwadransie drogi, chłopak powiedział, że doszliśmy. W oczy rzucił się, ładny dom. " Łał, ale chata " - pomyślałam, już
miałam to powiedzieć, ale zdążyłam ugryźć się, w język. Chłopak, otworzył mi drzwi, po czym weszłam.
- Cześć Louis, widzę że wróciłeś... ale nie sam. - powiedział jakiś, brunet dziwiąc się.
- Tak hej Liam, tak to jest.... - Louisowi, chyba tak się nazywa, z tego co wywnioskowałam. Zawiesił się, Rose ty głupia nawet nie powiedziałaś mu, jak się nazywasz.
- Jestem Rose Smith. - przedstawiłam się.
Ten drugi, czyli chyba Liam, zaczął się wypytywać Louisa, skąd się tu wzięłam. Lou wyjaśnił, mu całą tą, sytuację. Po czym zapytał się "tatusia" czy mogę, zostać. Pozwolił mi, z tego co wiem, ma dobre serce, więc nie wyrzuciłby mnie na bruk, no może nie.
- Chodź, zrobimy coś z tą nieszczęsną, wargą. - Lou, zaciągnął mnie do łazienki. Podeszłam do umywalki, przemyłam całą twarz, a następnie wytarłam, ją ręcznikiem. - Chodź, teraz ci zakleję, tą ranke. - zaśmiał się, po czym sięgnął do apteczki, wyjął plaster. Przykleił mi go na wargę, wolałabym na brwi, ale co tam. Wyszliśmy z łazienki, a znów Pan kolorowe spodnie, zaciągnął mnie do jakiegoś pokoju. Rozejrzałam się, i stwierdziłam, że to może być jego pokój. Nawet ładny, ma chłopak gust.
- To dowiem się, dlaczego znajduję się w tym, pomieszczeniu.? - zapytałam
- No przecież, musisz gdzieś spać, więc prześpisz się u mnie. - powiedział
- A ty, gdzie będziesz spać.?
- Rose, mną się nie martw - powiedział uśmiechnięty. Po czym, podszedł do jakieś, komody, wyciągnął z niej t-shirt, oraz dresy. Podziękowałam, oraz skierowałam się w stronę łazienki, by odbyć prysznic. Gdy skończyłam, udałam się z powrotem do pokoju, bruneta. Rzecz jasna, Louis nadal tam, siedział.
- Chciałabyś pójść już spać.? - zapytał. Już chciałam powiedzieć "nie", ale po dzisiejszym dniu, i przygodach, jestem trochę wycieńczona, więc uznałam, że pójdę, spać.
- Po dzisiejszych przygodach, chciałabym.. położyć się spać. - powiedziałam.
- Kolorowych, snów. - powiedział wychodząc.
- Dziękuję, i wzajemnie. - odpowiedziałam.
Louis wyszedł, a ja wtuliłam, się w poduszkę i momentalnie zasnęłam.

_____________________________________________________

Więc tak, nowy pomysł = nowy blog ; D.
Rozdział zaczęty wczoraj, dokończony dzisiaj, wena zawsze spoko x D ; *
Jeżeli rozdział się wam spodobał, zapisujcie się do obserwatorów, komentujcie, byłoby miło : )
(c) Magda ; >

2 komentarze: