Rano zadzwonił mój telefon, zabije tego kogoś. Autorem telefonowania do mnie o 8 rano, był Liam.
R: Czego.? Pytam sie grzecznie.
L: Wpadniesz dziś do nas.?
R: Nie, żegnam. - rozłączyłam sie. Dzwonił jeszcze raz, teraz Lou, no pięknie. Rozłączyłam, potem następny idiota. Odebrałam przy ostatnim Niallu. Krzyknęłam do telefonu NIE.! I sie rozłączyłam. Potem przyszedł sms, od Lou. ''Prosze przyjdź''. Odpisać, czy nie.? Sama nie wiem, może sie odczepią, ale wątpie. Odpisałam, "A przestaniecie, mnie zadręczać telefonami.? I to o 8 rano.? No kurwa, kto wstaje tak rano.? o,o ", za kilka minut dostałam odpowiedź " Przestaniemy, proszęęę. To jak.?", odpisałam: " No dobra, przyjdę na 10 pasuje.? ", pan kolorowe spodnie napisał " Pasuję, czekamy. ". Ach, no co.? Musiałam się zgodzić.! Inaczej, by jeszcze, zlokalizowali by mnie , w google maps, i przyleźli by tutaj. A tego, bym niechciała. No co.? Zobaczyli by, jak mieszkam, i już by się ze mną zadawać, nie chcieli. Tak, jest zazwyczaj. Wstałam z łóżka, wzięłam ciuchy (klik), poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się, umyłam zęby i zeszłam na dół. Poszłam do kuchni, zjadłam jakieś kanapki z pomidorem, spojrzałam na zegarek, która godzina, była 9:25. Iiii, tam wyjde, o 9:59 i też będzie. Siadłam, jeszcze na kanapie, przed telewizorem. Obejrzałam jakiś zryty, serial dla dziesięciolatków, dziękuję, za zrycie mi psychiki. Zanim, się zorientowałam, było parę minut, przed 10. Założyłam, buty, wzięłam parasol. Super, znów pada. Słońce, nie jest częstym widokiem, w Anglii. Droga, do domu, chłopców i Lily, zajęła mi jakieś, pół godziny. Moja energia, nie osiągała, jakiś 100% co najwyżej 65%. Albo nawet, nie 50. Mam lenia, cóż poradzić. W końcu doszłam, położyłam koniuszek palca na przycisku. Za drugim razem, otworzyła mi Lily.
- Cześć Rose. - przywitała mnie pogodnie.
- Siemka Lily, nie wiesz, co chłopaki chcieli, ode mnie.? Że mnie, obudzili o 8.? - zapytałam.
- No nie wiem, masz okazję, się ich zapytać. Chodź do salonu, tam są wszyscy.
- Okej. - powiedziałam, i podążyłam, za rudowsłosą. - Chłopaki, Rose przyszła. - oznajmiła.
- Cześć, Rose. - przywitali mnie.
- Siema, mam pytanie. Dlaczego, obudziliście mnie, o 8.?
- Chcieliśmy, żebyś do nas, przyszła. - powiedział Niall.
- A tak, poza tym, mamy dla ciebie propozycję. - dodał Zayn.
- Jaką.? - zapytałam.
- Niedługo wakacje... - zaczął lokaty, a ja mu przerwałam.
- Noo, ta wiem, w końcu, ale jeszcze rok tego zjebanego liceum. Sorry, że przerwałam. - powiedziałam.
- Dobra. bez owijania w bawełne, jedziesz z nami na obóz? Mamy, tam jechać z naszym menagerem bo coś tam. A, że partnerka Horana jedzie, to i ty chcesz? - spytał Li.
- Ymm, no wiecie, muszę się zastanowić. Ja was, praktycznie nie znam... - zaczęłam się wachać.
- Dobra, jak chcesz, dajemy ci dwa tygodnie, na namyślenie się. - powiedział Lou.
- Dwa tygodnie?! - zapytałam z zadziwieniem.
- A co? Więcej? - spytał Zayn.
- Nie, nie, dobra zawijam sie, mam troche rzeczy do zrobienia.
- Co? Nie, zostań! - Liam.
- Chciałabym naprawdę. Ale nie moge, narka. - wyszłam z domu.
Tak naprawdę nie mam nic do roboty. Chciałam od nich iść, bo musze skombinować towar od kolegi. Wygrzebałam stare kieszonkowe, żeby mieć za co kupić. Zazwyczaj kupuję amfe. Doszłam do wyznaczonego miejsca. Załatwiłam wszystko z kolegą, wciągne kiedy indziej. W porę zorientowałam się, że ktoś mnie śledzi. Przyśpieszyłam kroku. Ten ktoś nie ustępywał. Przyznam, zaczęłam się troche bać. Słyszałam kroki, widziałam cień, bo świeciło słońce.
- Rose! - krzyknął.
- Jezu! - krzyknęłam. - Chwila, Austin? Co Ty tu robisz? - spytałam z zdenerwowaniem, bo wkońcu szedł za mną, i nie widziałam go 2 lata.
- Wróciłem do Londynu! Cieszysz się? Wiem, że się cieszysz! - ahh, ta jego skromność.
- Może.. troche... Pewnie, że się ciesze mendo! W końcu byłeś i jesteś moim najlepszym przyjacielem. - Austin pochodzi z takiej samej rodziny jak ja. Kochają i troskliwa matka, ojciec pijak, który bije własne dziecko. Od dziecka mieliśmy dobry kontakt.
Przyznam, że kiedyś mi się podobał. W sumie, jest przystojny i ma super charakter. To jego miałam za najlepszego przyjaciela, ale gdy wyjechał zostałam sama.
- Halo! - pomachał mi przed oczami. - Ziemia do Rose! Jesteś tutaj? Czy wybyłaś?
- Nie no jestem, tylko się zamyśliłam. Sorki, idziemy do mnie? - spytałam.
- Jasne. - pokiwał głową na "tak".
Zmienił się przez te dwa lata. Wydoroślał (chyba), ma kolczyk w wardze (co jest jeszcze bardziej pociągające). W drodze do domu, wspominaliśmy czasy piaskownicy. Pamiętam, zlałam go, bo zabrał mi lalke. Taaa, chłopak miał siniaki przez miesiąc... Mieliśmy po 7 lat. Miał chłopak pecha, że trafił na mnie. Szliśmy jakieś 40 minut pieszo, bo szliśmy wolno. Gdy weszliśmy do domu, była tam tylko moja mamo.
- Cześć mamo! - krzyknęłam, bo była w kuchni. - Mamy gościa, nie zgadniesz kogo! - weszłam do pomieszczenia.
- Kogo? - spytała rodzicielka.
Pociągnęłam Austina za rękaw bluzy.
- Dzień dobry Pani Smith. - uśmiechnął się.
- Cześć Austin, dawno Cię nie widziałam, wyprzystojniałeś, jesteś o wiele wyższy, a to w wardze to co?
- Mamo, to kolczyk... - powiedziałam i strzeliłam face palma.
- Ahh, no tak. Rodzice się zgodzili? - ciągle pytała.
- W sumie, to nie mieli nic do gadania, jestem dorosły.
- Dobra, mamuś, to my pójdziemy do mnie... - powiedziałam i poszliśmy na górę.
Świetnie się rozumieliśmy. Wręcz za świetnie. Wspominaliśmy stare czasy, śmialiśmy się, graliśmy w głupie gry. Cieszyłam się, że odzyskałam przyjaciela. Tylko nie wiem na jak długo.
- Na jak długo przyjechałeś? - spytałam.
- Zostaje tu na stałe. - odpowiedział.
- Jeju? Serio! Ale się ciesze! - rzuciłam się na niego.
- Też sie ciesze. Nowy Jork mi się na maksa znudził. Dlatego wróciłem do Londynu, do rodziny, do Ciebie. - to ostatnie powiedział mało słyszalnym głosem.
Awwwwww. Mój kochany przyjaciel.
- Słuchaj będę się zbierał, jutro wpadne. - oznajmił.
Zrobiłam mine zbitego psiaka.
- Rose, nie rób tej miny, ide do domu, napisze smsa.
- No dobraa. - powiedziałam smutnym przegranym głosem.
Odprowadziłam go do drzwi, mieszkam blisko, jakieś 2 domy dalej. Wróciłam do siebie. Było po 22, więc wzięłam prysznic i położyłam się na łóżku. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Dostałam smsa od Austina:
"Hej, kolorowych snów Księżniczko. ♡" Omg, nazwał mnie księżniczką. kasjdfuiesdhfuiredhgfuirehgudhcguih. Odpisałam: "Kolorowych snów przyjacielu. ♡". Czym zasłużyłam na księżniczkę i serduszko? To jest Austin! Tego nie ogarniesz!
____________________________________________________
Hej! Wracam po prawie rocznej przerwie! :P Będę pisać na tym blogu, nie wiem co z resztą ;> Rozdział się podoba? ^^ Liczę na komentarze. :]
Austin Moon
ur. 23.04.1995 r. w Londynie
Przyjaciel Rose, który wyjechał.
Dużo namiesza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz